czwartek, 9 czerwca 2011

Wypad na Trzy Korony

W piątek 20 maja 2011 r. po pracy zapiąłem przyczepę do samochodu i około godziny 16-tej wyjechaliśmy w stronę Krościenka nad Dunajcem. Oczywiście już w czwartek wszystko było przygotowane do wyjazdu tak, żeby w piątek około godz. 20.00 zarzucić kotwicę na kempingu. Podróż z Brzozowa przez Krosno, Gorlice, Nowy Sącz do Krościenka przebiegała sprawnie, wręcz przyjemnie dla nas, czego nie mogę powiedzieć o „szkapach” w silniku, którym górska trasa musiała dać się we znaki. Zgodnie z planem dotarliśmy ( ja, żona i syn ) na pole namiotowe Cypel w Krościenku. Dołączyliśmy do braci caravaningowej, licznie rozłożonej wzdłuż brzegu rzeki, tworząc już o tej porze małą aglomerację.
Cypel jest to duże pole namiotowe, rozciągające się wzdłuż Dunajca, z pięknym widokiem na miasteczko i „górki”. Fajną atmosferę potęgowały: szum rzeki, piękne majowe zapachy, wspaniała pogoda no i oczywiście bardzo niskie ceny za pobyt.
Następnego dnia po śniadanku wybraliśmy się z Krościenka żółtym szlakiem na Trzy Korony. Trudy marszu – było upalnie i duszno – wynagradzały piękne widoki. Na szlaku panował duży ruch. Wszyscy wylewali nawet ósme poty aby o 982 metry być bliżej słońca. Metalowe schody przed samym szczytem zrobiły niezłe wrażenie na naszym synu, który takich rzeczy się nie spodziewał w tym miejscu. Widok ze szczytu był wspaniały: meandry Dunajca, tratwy z turystami, Sromowce Niżne, ośnieżone szczyty Tatr. Tak więc napis widniejący na krzyżu w początkowej części szlaku aby „podziękować Bogu za to, że się ma oczy” oddawał istotę rzeczy.
Z powrotem chcieliśmy zejść przez Sokolicę do Szczawnicy. Niestety wysoka temperatura, pojawiające się pojedyncze, ciemne chmurki i odległe odgłosy grzmotów zwiastowały nadciągającą burzę. Zmieniliśmy trasę – przez Zamek do Krościenka. Bez pośpiechu dotarliśmy do miasteczka. Udało się na sucho zejść i schronić w barze, schronić bo przez pół godziny mocno padało.
Po deszczu wyszło słońce i znów było przyjemnie. Własnoręcznie przygotowany obiad, zjedzony w cieniu zadaszenia przyczepy, smakował wyśmienicie ( makaron z sosem do spaghetti ). Na kilka chwil wpadliśmy do Szczawnicy i około godz. 17-tej wyruszyliśmy do domu. Wypad udał się. Poniżej kilka fotek.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz